sobota, 26 maja 2012

Shrek - jedenaście lat później

Przy okazji pisania tej notki, zdałam sobie sprawę, że to już .... 11 lat minęło od premiery bajki mojego życia. Mojego życia, bo od obejrzenia Shreka zaczęłam inaczej patrzeć na bajkę i dowcip w jednym. Ale do konkretów... za dwa dni będzie moja pierwsza rocznicu ślubu z moim D., w związku z czym dostaliśmy w prezencie bilety do Teatru Muzycznego na Shreka. Obejrzeliśmy... śmialiśmy się... było uroczo.



Nie jestem recenzentką, więc napiszę po prostu o własnych odczuciach. Mimo tego że znam film, ktory jest pierwowzorem, baardzo dobrze -  w teatrze nie nudziłam się ani chwili. Aktorzy byli rewelacyjni, po raz pierwszy zakochałam się w Ośle ( do tej pory wierna byłam Shrekowi), scenografia i "efekty specjalne" naprawdę przyciągały wszelkie zmysły. Jedyne, co mi trochę przeszkadzało, to dowcipy wyjęte żywcem z filmu - zdecydowanie bardziej podobały mi się nowe żarty i dialogi. Ot, co:) Aaaa... no i jeszcze Lord Farquaad... uwielbiam po stokroć:P Odkryłam tę postac na nowo.. Nom i świnki trzy też były niczego sobie:)

 A tymczasem już zrobiłam tort i ciacho dla mamy, mam nadzieję że zdążę potem podać przepis na ciasto "porzeczkowiec"... bo naprawdę jest pycha i dośc sprawnie się je robi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz