wtorek, 24 kwietnia 2012

16 informacji o gotowości szkolnych i po bólu

Wiem, że tak się robić nie powinno... nie powinnam na tyle zostawiać mojego bloga bez opieki... ale... ale... ostatnie dwa tygodnie były okropne pod względem wypełniania papierów... Musiałam wypełnic, a raczej napisać 16 informacji o gotowosci szkolnej dziecka mimo tego, że 90% mojej grupy idzie razem ze mną do "zerówki", a nie do pierwszej klasy, jak to p. Hall sobie wymyśliła. Wiem, paradoks- po co pisać informację o gotowości szkolnej dziecku, które jeszcze nie idzie do szkoły  (jak to mówi klasyk - Helołłł). Jako stosunkowo młody nauczyciel, było to dla mnie nie lada wyzwanie, ale w końcu (już prawie) się udało. W każdym razie do sprawy podeszłam bardzo rzetelnie, bo uznałam, że taka informacja może być dobrym drogowskazem dla rodzica w rozwijaniu poszczególnych umiejętności. 
Natomiast z takich przyziemnych spraw, nareszcie mój osobisty mąż i ja spędziliśmy w miarę wspólnie ubiegły weekend (pomijając sobotę, którą całą spędził na szkoleniu we Władysławowie). Poszliśmy sobie do kina, na "American Pie: Zjazd absolwentów" ( ja proponowałam "Igrzyska śmierci", ale ostatecznie mąż skutecznie mnie odwiódł od przeżycia czegoś wstrząsajacego i smutnego - nie wiem tylko, czy słusznie).

Suma sumarum, American Pie obejrzałam - ogólnie rzecz biorąc dowcipy dotyczące łóżka, pościeli, rozrodczych części ciała jakoś mnie nie chwyta za serce. Jednak tym razem jakoś się dobrze bawiłam ( może to obecność męża, może jego nieokrzesany śmiech, a może miałam potrzebę  poczucie pewnej lekkości, którą wnosi to "dzieło"). Poza tym, oglądałam ten film z pewnym sentymentem - w końcu poprzednie części zostały stworzone, kiedy ja zaczynałam być nastolatką... i wtedy wulgarność tego filmu najzwyczajniej w świecie mnie zawstydzała. Ale cóż... było fajnie. I mam nadzieję, że teraz będę regularniej tu zaglądać. 
A już na weekend planuję rozwijanie zdolności kulinarnych - weekend pod tytułem... Sajgonki:)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Co za dużo, to nie zdrowo

Tytuł posta odnosi się do tego lenistwa trwającego od pierwszego dnia świąt. Ileż można?!
Na szczęście jutro wracam do pracy, do moich dzieciaczków. Właśnie - ważna sprawa. Do końca kwietnia rodzice dzieci 5-letnich i 6-letnich muszą otrzymać od nauczyciela prowadzącego "Informację o gotowości dziecka do podjęcia nauki w szkole podstawowej". W związku czym moje kolejne 2 tygodnie będą pracowite, ale chyba zdążyłam naładować akumulatory. W takim dokumencie każde dziecko jest opisane od deski do deski w 4 różnych aspektach z uwzględnieniem mocnych i słabych stron(emocjonalno- społecznym, umiejętności matematyczne oraz gotowość do nauki czytania i pisana, sprawności motorycznej i koordynacji wzrokowo-ruchowej, a także samodzielność dziecka). Myślę, że jako rodzic chciałabym otrzymać takie informacje, bo wiedziałabym konkretnie nad czym mam pracować... ale... z drugiej strony jest to trochę głupiego robota w moim przypadku, ponieważ będę płodzić te arkusze jedno za drugim, a i tak 90% mojej grupy 5-latków idzie razem ze mną do "zerówki", więc rodzice dostaną informacje, które staram się im bieżąco przekazywać, tyle że "na papierze". W każdym razie będzie to kolejne nowe doświadczenie w pracy, a takowe sobie póki co, cenię.
A jakie zdanie na temat takiej informacji macie wy, rodzice? Czy chcielibyście taką informację otrzymać, czy raczej jest ona według Was zbędna ( bo np. znacie swoje dzieci najlepiej na świecie)?

Drugą sprawą,  o wiele mniej ważną, jest chęć pochwalenia się nową osobistą torebką, którą sobie sama wybrałam w Deichmannie, ale oficjalnie dostałam od Zająca Męża:) 




Najbardziej spodobał mi się kolor owej torebki, którego mimo szczerych chęci nie mogłam uchwycić moim aparatem... uwierzcie mi na słowo - kolor pastelowy koralowy.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Święta, święta i po świętach

Udało się! 
Wielkanoc 2012r.

Przetrwałam świąteczne obżarstwo i nicnierobienie:) Było fajnie, ale dobrze, że już wracamy do normalności.
Dzisiaj przyjechał mój brat z rodzinką, więc było znowu rodzinnie, miło i rzecz jasna - mokro.
Mój tata, w przeciwieństwie do brata, męża i bratanka okazał się być prawdziwym dżentelmenem i subtelnie spryskał moje nóżki perfumami mojej mamy:P:P:P
Kościół, obiad, ciasto z kawą, kolacja - taki był przebieg dnia. Jednak wszystkim udzielał się dzisiaj nastrój "jutro wracam do pracy", więc było mało świętowania w świętowaniu - cóż, taki los dwudniowych świąt... i jeszcze to absolutne objedzenie.
Mąż osobisty D. ma dzisiaj nockę w pracy, więc już o 17.00 przyszło mi się pożegnać... I co więcej, zobaczymy się dopiero .... w piątek. Dlaczego? Gdyż, ponieważ, i aczkolwiek nadal pracuje w swoim rodzinnym mieście oddalonym od naszego kąta na ziemi o jakieś 100 km. I jeśli tę odległość połączyć z jego zmianowym trybem pracy, po prostu nie opłaca mu się wracać do mnie ( wiem, to straszne). Jest to dla mnie dołujący temat, bo nie tak się umawialiśmy przed ślubem (ale problem ze zmianą miejsca pracy jest większy niż przewidywaliśmy przed ślubem). Jednak pewnie poruszę ten problem w jakimś poświątecznym wątku. Nom, i już mi się smutno zrobiło.. to nic, damy radę.
Do pracy wracam dopiero w środę ( dyrekcja wysłała mnie na jednodniowy urlop, bo będzie mało dzieci), z czego rzecz jasna się bardzo cieszę,  bo każdy dzień wolny po świętach pozwala mi odpocząć:):):) Dziwne - odpoczywać po świętach, też tak macie?


I jeszcze jedna sprawa - kartki świąteczne?
Wybór kartek świątecznych z Wielkanocy 2012.

 Uwielbiam je dostawać, ale w te święta (rzecz to smutna) nie wysłałam ani jednej, bo zapomniałam. W zasadzie to jest tak, że wśród moich znajomych wysyłanie kartek to rzecz bardzo rzadka. Częściej otrzymują je moi rodzice od ciotek, wujków i ... różnych firm. Lecz coraz mniej, i mniej... I obawiam się, że ta tradycja po prostu ginie, czemu się nie dziwię. Wysłanie kartek mailowych czy też smsów okazuje się mieć o wiele więcej "plusów dodatnich niż ujemnych". A czy wy, hipoteczni "czytacze" mojego bloga wysyłacie kartki? Lubicie je dostawać? Bojkotujecie w jakiś sposób smsy wielkanocne?

niedziela, 8 kwietnia 2012

Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych

Pierwszy dzień pierwszych Świąt Wielkanocnych spędzonych ( między innymi) z moim mężem - już prawie za nami.
Dzień rozpoczął się szybko, bo już o godzinie 5.05 czasu absolutnie polskiego:P Rodzinnie wyruszyliśmy do kościoła na Rezurekcję - wyjątkowo cenię sobie atmosferę i obrzędy Triduum Paschalnego w Kościele Katolickim ( z tymże ludzie chyba nie umieją się cieszyć radością Zmartwychwstania, ale o tym może kiedy indziej). W każdym razie w przeciwieństwie do Bożego Narodzenia śniegu w dniu dzisiejszym nie zabrakło
Już około 9.00 wraz z mamą, tatą, siostrą i osobistym mężem zasiedliśmy do wspólnego śniadania, które dzięki pracy zespołowej, ale przede wszystkim dzięki zdolnościom kulinarnym mojego taty, było pyszne, pyszne i jeszcze raz smakowite..
I ten błogi relaks.... słodkie nic nierobienie... brakowało nam tego, oj brakowało...
Po cieście, kolacji, przyszedł czas na... Listy do M. - a jakże -  w sam raz na Wielkanoc (:):):)) . To jest chyba pierwszy film polski, który mogę obejrzeć więcej niż 1 raz... atmosfera, dialogi i nawet aktorzy z filmu - wszystko ze sobą współgra. Zresztą nie jestem krytykiem filmowym, więc spokojnie mogę napisać, że po prostu uwielbiam ten film.
A po filmie dalszy ciąg słodkiego nicnierobienia...aż doszłam do momentu, w którym założyłam tego bloga.
Tymczasem kończę - mam nadzieję, że do jutra:)

3..2..1..

Zaczynam..
Dlaczego?
Piszę, żeby wprowadzić w moje życie choć odrobinę refleksji.
Dopiero zaczynam się uzewnętrzniać, więc zupełnie nie mam wyobrażenia, jeśli chodzi o formę i treści tego bloga. Moim  "roboczym pomysłem" na bloga jest połączenie roli żony z prawie rocznym stażem i nauczycielki pracującej w przedszkolu...Hmmm.., uda się?
Muszę wyznaczyć jakieś priorytety w mojej działalności blogowej ( choć nie wiem, czy dam radę się ich mocno trzymać", tak więc:
* moje porządkowanie życia małżeńskiego
* raczkowanie w prowadzeniu domu ( uczę się uczę, ale daleka droga do osiągnięcia perfekcji)
* specyfika zawodu nauczyciela przedszkola - przekornie w stosunku do opinii o tym, jak błaha jest to profesja... będę starała się opisać przykłady z życia mojego przedszkola, z mojej grupy, które ukażą atrakcyjność, ale i trudności związane z byciem "przedszkolanką" ( w cudzysłowie, bo nie lubię tego określenia i koniec).